Dawno mnie tu nie było, od dawna nic nie napisałam. Szkoła, praca, dom... codzienna rutyna i kompletne zmęczenie życiem. Zero ochoty na wszystko. Tak właśnie się czułam przez ostatnie dni... Pochłonięta pracą i szkołą wracałam padnięta do domu, a czas uciekał mi między palcami. Szkoda, że dzień nie trwa 28 h. Dodatkowe problemy, męczące wyjazdy, szukanie nowego mieszkania, załatwianie kredytu... masakra.
Przez to wszystko życie mojego bloga trochę przymarło. Od jakiegoś czasu nic się tu nie dzieje. Wydaje mi się, że każdy potrzebuje odpoczynku, że każdy musi się skupić na tym co jest w danej chwili najważniejsze. Tak właśnie jest w moim przypadku.
Jeszcze dwa tygodnie i koniec z szkołą... no do października. Najważniejsze, że jeden duży obowiązek się skończy na jakiś czas, to mnie pociesza i motywuje do zadania egzaminów w pierwszym terminie. Oby mi się udało. Podejrzewam iż przez ten czas - może on się wydłużyć, moje blogowe "wizyty" będą sporadyczne... choć mam nadzieję, że uda mi się nadrobić moją nieobecność.
Jakiś czas temu zdarzył mi się przykry wypadek. Pokruszyły mi się róże.
- Pokruszony róż, cień itp. W moim przypadku będą to dwa róże jeden marki Inglot (prostokątny), a drugi marki Pierre Rene (okrągły),
- Metalowe opakowanie,
- Spirytus salicylowy, alkohol - ja zastosowałam wódkę ;),
- Wykałaczki, strzykawka,
- Może przydać się mała łyżeczka, kilka listków ręczników papierowych, moneta.
Po tym czasie można formować naprawiony róż. W tym celu przyda się np.moneta, łyżeczka a nawet palec ;). Ręcznikiem papierowym wycierami wszelkie zabrudzenia.
Róże pozostawiłam do wyschnięcia na całą noc. Rano były gotowe do stosowania.
Mam nadzieję, że komuś przydał się ten wpis.
Na dobry początek przedstawię Wam mój sposób - pewnie większość osób go zna, na naprawę pokruszonych produktów prasowanych.
Są to moje jedyne róże jakie posiadam. Przyznam szczerze, że było mi ich bardzo żal. Postanowiłam je naprawić.
Co nam będzie potrzebne?
1. Produkt należy drobno rozkruszyć. Ja w tym celu użyłam wykałaczki. Można to zrobić np. drugą stroną pędzla do makijażu.
2. Kiedy uzyskałam już rozkruszony produkt dodałam alkohol. Strzykawka pozwoliła mi na dodanie odpowiedniej ilości wódki.
Starałam się aby alkoholu nie wlać zbyt wiele, ponieważ czas zastygnięcie różu przedłużył by się.
3. Po wymieszaniu produktów otrzymałam gęstą, jednolitą masę którą odstawiłam na ok 30min. aby zgęstniała.
Jestem zadowolona z uzyskanego efektu. Cieszy mnie to, że nadal mogę używać te produkty. Jednak zmieniła się ich konsystencja oraz w przypadku różu z Pierre Rene kolor - co widać na zdjęciach. Dobrze, że róż z Inglota nie zmienił swego koloru.
Gotowe, produkty mamy naprawione. Kolorówka uratowana.
Miłego dnia
świetny pomysł!
OdpowiedzUsuńRobiłąm już tak z pokruszonym cieniem, ale faktycznie - konsystencja zmienia się wtedy na bardziej kremową. Nie wiem, może podsuszyć suszarką/
OdpowiedzUsuńPoza tym lepiej jednak użyć spirytusu, ponieważ jest w nim mniej wody niż w wódce i szybciej alkohol odparuje.
Akurat dziś pokruszył mi się róż.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że zobaczyłam ten post nim go wyrzuciłam
Dziękuję! :D
Przyznam, że nigdy nie ratowałam kosmetyków, mam jeden śliczny cień w rozsypce, może się uda...
OdpowiedzUsuńNie próbowałam jeszcze takiej metody naprawczej, dobrze, że cienie nie zmieniły koloru.
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować, bo mi kilka cieni się rozwaliło.
OdpowiedzUsuńNo Asiu... u Ciebie jak zwykle przydatnych 'pomysłów sto' :) W życiu bym na to nie wpadła! ;)
OdpowiedzUsuńpisał już ktoś o tym, mega pomysł :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji by wypróbować ten sposób ( w sumie się cieszę ;) ), ale dobrze wiedzieć, jak to się robi :)
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł :)
OdpowiedzUsuńUratowane! :D
OdpowiedzUsuńja już jedną zerówkę zaliczyłam, byle do przodu :)
widziałam juz takie cos u Avidy :) ale nie miałam okazji sprobowac :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł. Jak na razie moje róże są całe, ale na wszelki wypadek dobrze wiedzieć:)
OdpowiedzUsuńteż tak robię :) i dzięki temu uratowałam już kilka fajnych kosmetyków które mi upadły
OdpowiedzUsuńFany pomysł, muszę spróbować. :P
OdpowiedzUsuńśliczny nagłówek!To drzewko mnie zachwyciło.
OdpowiedzUsuńBuziaki:)
obserwuję.
Wow, ale Ty zdolna jesteś. Ja bym na to nie wpadła. Świetny post.
OdpowiedzUsuńmnie sie jeszcze nic nie pokruszylo:P
OdpowiedzUsuńMuszę to zastosować do pokruszonych cieni...
OdpowiedzUsuńDobry , sprawdzony sposób :)
OdpowiedzUsuńGdzieś już wcześniej widziałam ta metodę jest świetna:)
OdpowiedzUsuńMuszę kiedyś spróbować tego sposobu ;)
OdpowiedzUsuńMi sie na pewno przyda, bo jestem bardzo niezdarna i zawsze coś mi spada, łucze się, rozsypuje, etc :)
OdpowiedzUsuń